S. Łyżwiński i M. Hubko
Dla M. Hubko to był drugi start w karierze na dystansie pełnego Ironmana (3,8 km pływania, 180 km jazdy rowerem i na koniec maraton, czyli 42,195 km do przebiegnięcia). Pierwszy raz dystans ten zaliczył w 2017 roku w Wolsztynie, kiedy to osiągnął czas 10 godzin, 16 minut i 54 sekund.
Tym razem, wspólnie ze znacznie młodszym, ale utalentowanym Szymonem Łyżwińskim, postanowili sprawdzić się podczas prestiżowych zawodów Ironman Tallin w Estonii. Dla Szymona, w którym wielu upatruje następcę najbardziej utytułowanego ze słubickich triathlonistów Rafała Borowiaka, był to pierwszy w życiu start w pełnym Ironmanie.
Pierwszy, ale za to z jakimi przygodami! – Mówi się, że ukończyć pełnego IM, to znaczy zwyciężyć, więc chyba zwyciężyłem – mówi z uśmiechem. Dwa dni przed zawodami spędził noc w szpitalu pod kroplówką, ale to go nie złamało. Nie poddał się także, gdy kłopoty przytrafiły się w trakcie zawodów – Najpierw złapałem gumę na rowerze i straciłem 20 minut czekając na nowe koło. Z kolei podczas biegu dopadły mnie kłopoty żołądkowe, ale mimo to walczyłem dalej – opowiada.
Na metę wbiegł z czasem 10 godzin, 43 minuty i 21 sekund. Wynik jak na debiutanta bardzo dobry, na dodatek udało mu się wskoczyć na podium w kategorii M18-24, w której zajął drugie miejsce.
Szymon Łyżwiński na mecie
Jego starszy kolega również pokazał hart ducha, jak na „człowieka z żelaza” przystało. Trzy tygodnie przed imprezą Marek Hubko nabawił się kontuzji łydki, która postawiła jego wyjazd do Estonii pod znakiem zapytania. Nie poddał się jednak i postanowił wziął udział w rywalizacji. Na ostatnim etapie, czyli podczas biegu, kontuzja jednak się odnowiła.
- Niestety ból był zbyt duży, nie mogłem dalej biec. Szybka kalkulacja i zdecydowałem się, że ostatnie 20 km pójdę… chodem sportowym - opowiada Marek Hubko. Nie było to dla niego nic nowego, bo w młodości Marek uprawiał tę właśnie dyscyplinę sportu w barwach Lubusza Słubice. - Minęło 30 lat od ostatniego chodzenia. Miałem trochę za miękkie buty, no i krok już nie taki długi jak kiedyś. Ale jakoś doczłapałem się do mety – żartuje. To „człapanie” całkiem dobrze mu poszło, bo jego rezultat to 10 godzin 51 minut i 19 sekund.
Zarówno podczas przygotowań, jak i w trakcie zawodów obaj słubiczanie mogli liczyć na solidne wsparcie. - Miałem swoich fanów w okolicy mety i na nawrotach. Była wrzawa i głośny doping – opowiada M. Hubko. – Ja chciałbym podziękować dla wszystkich, którzy mi pomagali, szczególnie rodzicom, dziewczynie Natalii i mojemu trenerowi – podsumowuje S. Łyżwiński.
Obu naszym zawodnikom gratulujemy i życzymy dużo zdrowia!